Nauki na Wielki Post - o Pokucie


O Pokucie
św. Jan Maria Vianney

A PRZETOŻ POKUTUJCIE I NAWRÓĆCIE SIĘ,
ABY BYŁY ZGŁADZONE GRZECHY WASZE.
Dz 3,19

Apostoł Piotr wyrzuca Żydom ich bogobójstwo i niewdzięczność względem Jezusa
Chrystusa. Ci, którzy przy tym byli, zaczynają wtedy płakać i mówią:
„Co mamy robić, żebyśmy mogli otrzymać przebaczenie?"
Święty Piotr pociesza ich i wskazuje, że jedyna ich nadzieja i zbawienie jest w Jezusie, który umarł za grzechy wszystkich ludzi i zmartwychwstał: „A przetoż pokutujcie i nawróćcie się, aby były zgładzone grzechy wasze!"
Ale przecież także wielu chrześcijan zaparło się i zapiera Pana Naszego — przez to, że znieważyli Go ciężko swoimi grzechami.
Jaki więc pozostaje dla nich środek ratunku?
Pokuta i szczere nawrócenie. Kto żył dla świata i dla złego ducha, niech rozpocznie życie dla Boga i dla szczęścia wiecznego.
W dzisiejszym kazaniu chcę wam powiedzieć, jak należy pokutować za popełnione grzechy.
Nie ma nic tak słodkiego w życiu i przy śmierci jak łzy i boleść serca za popełnione grzechy. Tylko pokuta może uczynić zadość sprawiedliwości Bożej. Święty Augustyn mówi, że jeżeli sami nie będziemy się karali za nasze winy, to ukarze nas Ten, przeciwko któremu grzeszyliśmy. Jeżeli chcemy uniknąć chłost od Boga, karzmy siebie sami.
Pan Jezus wyraźnie uprzedza nas, że bez pokuty wszyscy zginiemy. Po grzechu zmysły buntują się przeciw rozumowi. Jeżeli więc chcemy, żeby ciało podlegało duszy, musimy trzymać je na wodzy. Jeżeli chcemy zjednoczyć się z Bogiem, musimy umartwiać się również duchowo.
Pismo Święte wyraźnie wskazuje, że po upadku trzeba żałować i pokutować. Przykładem takiej postawy jest Dawid, który pościł tak surowo, że z osłabienia ledwo mógł utrzymać się na nogach. Chociaż zostało mu przekazane, że Bóg odpuścił mu grzech, to mimo wszystko, do końca życia nie przestał on opłakiwać swojego występku - łzami zalewał swoje łoże. Tak samo postępował Święty Piotr.
A dlaczego wy czujecie wstręt do pokuty? Dlaczego nie żałujecie za grzechy, któreście popełnili?
Bo nie zastanawiacie się ani nad tym, jak ciężką zniewagę wyrządzaliście Bogu, ani nad tym, jak wielkich nieszczęść będziecie doświadczali przez całą wieczność. Czasami przyznajecie, że trzeba pokutować, ale w swoim zaślepieniu odkładacie pokutę „na później", tak jakbyście byli panami czasu i łaski Bożej. Tymczasem każdy powinien się o siebie bać, bo nie wie, kiedy umrze, a poza tym - Bóg udziela łask tylko do pewnej miary. Miłosierdzie Boże względem grzesznika ma pewne granice. Kiedy człowiek zuchwale brnie w grzechach i dopełni miary nieprawości, Bóg opuści go, jak to Sam powiada przez usta proroka Jeremiasza. Bezbożny Antioch, dotknięty ciężką chorobą, zwraca się do Boga, płacze i kaja się, obiecuje naprawić wszystkie zniewagi, jakie wyrządził świętemu miastu. Ale nie znajduje przebaczenia! Bo jego pokuta nie była szczera, bo dla tego złoczyńcy wyczerpało się już miłosierdzie Boże. To samo spotkało bezbożnego Woltera, d'Alemberta, Diderota, Rousseau i ich przewrotnych towarzyszy.
          O nich wszystkich można powiedzieć to samo, co czytamy o Antiochu: „A modlił się ten złośnik do Pana, od którego nie miał otrzymać miłosierdzia". Niegodziwy Haman nie pomyślał o tym, że sam zawiśnie na tej szubienicy, którą przygotował dla Mardocheusza. Także król Baltazar nie domyślał się, że picie ze świętych naczyń, skradzionych w Jerozolimie, będzie jego ostatnią zbrodnią. Dwaj niemoralni starcy, kiedy namawiali do złego niewinną Zuzannę, też się nie spodziewali, że zostaną ukamienowani.
Dlaczego te przykłady nie budzą w was świętej bojaźni?!
Dlaczego odkładacie pokutę „na później"?!
Przecież te same prawdy spowodowały, że wielu ludzi poopuszczało swoje miasta; przecież to one zaludniły pustelnikami samotnie; to one zrodziły niesłychane męstwo męczenników Chrystusa!
Po grzechu pokutuje się nieuchronnie - albo w tym, albo w przyszłym życiu. Dlatego też Kościół ustanowił dni pokuty - bo chce nam przypomnieć, że po upadku należy pościć i umartwiać się. Mojżesz spędził na poście i pokucie czterdzieści dni. Także Jezus Chrystus pozostawał na pustyni przez taki sam okres, nie jedząc niczego ani nie pijąc. Tym przykładem pokazał nam, że nasze życie powinno upływać we łzach, w pokucie i w umartwieniu.
          Bez pokuty trudno jest zachować wiarę. Pewien niegodziwy człowiek nie mógł znieść tego, że jego żona i syn prowadzą pobożne życie - że w niedzielę, a także po nabożeństwach, nawiedzają chorych i czytają im pobożne książki. Specjalnie więc podsuwał im złe książki, których ci początkowo nie chcieli czytać. Później jednak z ciekawości zaczęli je przeglądać i rozsmakowali się w rzeczach niemoralnych, zachwiali w wierze, porzucili praktyki religijne, zaczęli się oddawać zabawom i zrujnowali majątek. Wtedy ten człowiek, który sam stał się przyczyną moralnego upadku swojej żony i syna, wpadł w szalony gniew i rozpacz - pozabijał ich oboje, a w końcu sam popełnił samobójstwo.
          Bez pokuty i czuwania, bez spełniania dobrych uczynków, trudno jest wytrwać w łasce Bożej. Jak oddech jest koniecznie potrzebny dla życia fizycznego, tak pokuta niezbędna jest dla życia naprawdę chrześcijańskiego. Jeżeli chcemy, żeby nasze ciało było podległe duszy, a dusza Bogu, to musimy się umartwiać - fizycznie i duchowo.
          Z rozkazu Bożego sędzia Gedeon poszedł do walki z Madianitami. Przed bitwą Pan rozkazał mu rozpuścić do domu żołnierzy, którzy się bali. Przy Gedeonie pozostało wówczas dziesięć tysięcy ludzi. Z tej liczby zostawił on przy sobie tylko trzystu wojowników - takich, którzy odmówili sobie wszelkich wygód, którzy gdy chcieli zaspokoić pragnienie, nabierali wody ręką, tylko w trakcie marszu i na stojąco. Przykład ten uczy nas, jak niewiele osób pójdzie do nieba - z powodu braku umartwienia. Cnotę tę pokochał Święty Paweł Apostoł, który surowo obchodził się ze swoim ciałem, żeby przepowiadając Ewangelię innym, sam nie został odrzucony.
          Kto kocha przyjemności doczesne, kto szuka wygód, unika cierpień, kto niepokoi się i narzeka, kiedy coś mu się nie powiedzie - ten jest chrześcijaninem tylko z nazwy. „Jeśli kto chce za Mną iść, niech zaprze samego siebie, a weźmie krzyż swój na każdy dzień i niech idzie za Mną." Człowiek zmysłowy nie posiądzie cnót, które czynią duszę miłą w oczach Boga i prowadzą ją do nieba. Piękna róża musi być otoczona kolcami. A najpiękniejsza z cnót — czystość - rozkwita pośród umartwienia. Do proroka Daniela Archanioł Gabriel mówi, że Bóg dlatego wysłuchał jego próśb, bo ten słał je ku niebu w poście i w popiele.
          Umartwienie może być wewnętrzne i zewnętrzne; jedno jest wsparciem dla drugiego. Zewnętrzne polega na umartwieniu ciała i jego zmysłów. I tak:
Powinniśmy poskramiać wzrok: odwracać go od rzeczy, które mogą nasuwać złe myśli. Nie trzeba czytać książek, które w żaden sposób nie budują, a raczej budzą nieskromne myśli i podkopują wiarę.
          Powinniśmy, dalej, umartwiać słuch, unikając niepotrzebnych rozmów, niemoralnych piosenek, wysłuchiwania przekleństw i oszczerstw. Nie bądźmy aż tak ciekawi, żebyśmy chcieli wiedzieć wszystko, co mówią i robią inni.
Należy też umartwiać powonienie, jak to robił na przykład Święty Franciszek Borgiasz.
Niekiedy trzeba też odmówić czegoś swojemu podniebieniu. Nie należy jeść z łakomstwa albo zbyt dużo czy też poza ustaloną porą. Dobry chrześcijanin podczas każdego posiłku stara się zadać sobie jakieś umartwienie.
          Należy umartwiać język i używać go tylko do spełniania obowiązków, na chwałę Bożą i na zbudowanie bliźniego. Tą cnotą Jezus Chrystus odznaczał się w sposób szczególny, bo do trzydziestego roku żył niemalże w milczeniu i zapomnieniu. Z tych też lat Ewangelia podaje nam o Nim niewiele szczegółów. Również Matka Najświętsza zabierała głos tylko wtedy, gdy wymagała tego chwała Boża i pożytek bliźnich. Ewangelia tylko cztery razy przytacza Jej słowa. Mówiła z Aniołem, kiedy Jej zwiastował, że zostanie Matką Boga. Przemówiła także przy nawiedzeniu Świętej Elżbiety; dalej – do swojego Syna, kiedy znalazła Go w świątyni i wreszcie na godach w Kanie Galilejskiej, kiedy chciała dopomóc biednym nowożeńcom.
Z tego też powodu tak ściśle przestrzegane jest milczenie w zgromadzeniach zakonnych. Święty Jakub Apostoł doskonałym nazywa człowieka, który nie grzeszy językiem: „Jeśli kto w słowie nie upada, ten jest mąż doskonały." W sposób szczególny jednak unikać trzeba nieczystych rozmów, nieskromnych piosenek, obmów i oszczerstw, przekleństw i prostackich wyrazów.
Czasami powinniśmy się też umartwiać w spoczynku - żeby nie przyzwyczajać się do gnuśności.
          Bardzo jest też człowiekowi potrzebne umartwienie wewnętrzne. A zatem:
Powściągajmy swoją wyobraźnię, by nie błądziła po jakichś bezużytecznych czy niebezpiecznych tematach, które mogłyby nam nasunąć złe myśli i pragnienia. Tu zły duch zastawia na ludzi najwięcej sideł. A przy tym różne marzenia niepotrzebnie nużą człowieka, odwodzą go od poważnych myśli. Zamiast się oddawać próżnym marzeniom, myślmy często o rzeczach ostatecznych, o Męce i Śmierci Jezusa Chrystusa.
Powinniśmy też umartwiać swój rozum, strzec się krytykowania prawd wiary. Wreszcie umartwiajmy swoją wolę, poddając ją pod rozkazy przełożonych. Nigdy nie braknie nam sposobności do drobnych umartwień, bo żyjemy wśród ludzi, którzy często kierują się kaprysami, chwilowym humorem - wśród ludzi, którzy mają wiele wad. A naprawdę - ten, kto się nie umartwia, na przykład w jedzeniu i piciu, nie będzie się mógł podobać Bogu. Pijak do nieba nie wejdzie, bo nie ma żadnego podobieństwa między jego życiem a życiem Jezusa Chrystusa. A co stanie się kiedyś z nami, kiedy Jezus Chrystus porówna Swoje życie z naszym i nie znajdzie między nimi najmniejszego podobieństwa?
          Tylko łzy i pokuta mogą napełnić nasze serce pociechą w godzinę śmierci. To właśnie dzięki nim Święty Hilarion mógł umierając powiedzieć: „Czego się lękasz duszo moja? Tyle lat służyłaś Bogu, pełniłaś Jego wolę. Ufaj, bo Pan zlituje się nad tobą". Święty Jan Klimak opowiada, że pewien młody człowiek przygotowywał się na swoją ostatnią chwilę przez ciężkie pokuty. Kiedy ta wreszcie nadeszła, poprosił do siebie przełożonego i powiedział mu: „Ojcze, jak ja się czuję szczęśliwy, że spędziłem życie we łzach i w pokucie. Dobry Bóg obiecał mi za to królestwo niebieskie. Do widzenia, ojcze, idę na zawsze już połączyć się z moim Bogiem, którego starałem się wiernie naśladować. Dziękuję ci jeszcze, że mnie zachęcałeś do postępowania po tej szczęśliwej drodze."
          I dla nas wielką pociechą w tamtej chwili będzie myśl, że żyliśmy dla Boga, że unikaliśmy grzechu, że sobie odmawialiśmy wszelkich przyjemności - nie tylko złych, ale czasem także i tych dozwolonych - że przystępowaliśmy godnie do Sakramentów Świętych i że czerpaliśmy z nich siłę i moc do walki z czartem, światem i ze złymi skłonnościami. Takiej radości, po surowej pokucie, doświadczyła w godzinę śmierci Tais, która niegdyś słynęła z niemoralnego życia, ale za przyczyną Świętego Pafnucego nawróciła się.
          Pierwsi chrześcijanie nie bali się pokutować. Jeżeli ciężko obrazili Boga, starali się Go przebłagać długoletnią, twardą, uciążliwą pokutą. W dniu posypania głów popiołem przychodzili w podłym ubraniu pod bramy kościoła. Kiedy już weszli do świątyni, posypywano im głowy popiołem i podawano włosienicę, którą mieli nosić przez cały czas pokuty. Następnie padali na ziemię i wtedy odmawiano nad nimi siedem Psalmów pokutnych dla uproszenia im miłosierdzia Bożego. Biskup lub kapłan przemawiał do nich, zachęcał ich do gorliwej pokuty i pobudzał w nich nadzieję. Po tej mowie usuwano ich z kościoła, tak jak kiedyś Bóg, po upadku grzechowym, wyrzucił z raju Adama. Ci, którzy mieli pokutować publicznie, oddawali się ciężkiej pracy, żyli w samotności, w niektóre dni tygodnia żyli tylko o chlebie i wodzie, musieli nieraz modlić się długo, z twarzą pochyloną ku ziemi, sypiać na twardych deskach, a niekiedy też, zamiast iść spać, musieli po nocy opłakiwać swoje grzechy. Przechodzili oni w takiej pokucie przez kilka stopni. Widziano ich, jak w niedzielę stali pod bramą kościoła we włosienicy, z popiołem na głowie i na kolanach błagali wiernych, którzy szli do świątyni, żeby ci modlili się za nich. Po pewnym czasie wolno im już było wejść do kościoła i wysłuchać kazania, ale po nauce musieli wyjść. Niektórzy dopiero w godzinę śmierci otrzymywali przebaczenie.
          Pokuta trwała czasem dziesięć, dwadzieścia lat, a nawet i dłużej. Od pasterza aż do cesarza wszyscy się jej poddawali. Za przykład może nam posłużyć cesarz Teodozjusz. Kiedy cesarz ten ciężko zgrzeszył, Święty Ambroży napisał do niego list, w którym informował go, że miał w nocy widzenie od Boga, w którym otrzymał nakaz, by nie wpuszczał władcy do kościoła. Kiedy cesarz przeczytał ten list, gorzko zapłakał. Przybył jednak jak zwykle do świątyni, spodziewając się, że jego łzy i pokuta zmiękczą serce biskupa. Kiedy Ambroży go zobaczył, stanął przy drzwiach kościoła i zawołał: „Zatrzymaj się, cesarzu, bo nie jesteś godzien wejść do domu Pańskiego". Na to odpowiedział cesarz: „To prawda, że zgrzeszyłem, ale i Dawid zgrzeszył, a Bóg mu darował". Wówczas Święty Ambroży odrzekł: „Jeżeli naśladowałeś Dawida w grzechu, naśladuj go także w pokucie" - po tych słowach cesarz wrócił w milczeniu do swojego pałacu, zdjął strój cesarski, rzucił się twarzą na ziemię i serdecznie opłakiwał swój grzech. Przez osiem miesięcy nie był w kościele i zazdrościł swoim domownikom tego, że nie są pozbawieni tak wielkiego szczęścia. Kiedy wolno mu już było brać udział w publicznych nabożeństwach, zachowywał się w kościele z wielką pokorą, klęczał, z żalem bił się w piersi, opłakując swoje winy. Wspomnienie grzechu nie opuszczało go do końca życia.
          Oto, co dla zbawienia duszy potrafił zrobić cesarz!
I my musimy płakać i pokutować za grzechy - w tym albo przyszłym życiu. Wybierajmy, co jest dla nas korzystniejsze. Co będzie się z nami działo, jeśli nadejdzie śmierć, a my nie odpłacimy się jeszcze surowej sprawiedliwości Bożej? Jaki smutek i gorycz ogarną naszą duszę na myśl, że nie chcieliśmy pokutować i przebłagać miłosiernego Boga, że bez przerwy żyliśmy w grzechach i że odkładaliśmy poprawę na ostatnią chwilę! Bracia drodzy, wybierzmy sobie inną drogę, a ona w chwili śmierci napełni nas szczęściem i radością. Płaczmy za swoje grzechy i znośmy cierpliwie wszystkie smutki i nieszczęścia, jakie tylko Bogu spodoba się na nas zesłać! Niech nasze życie upływa w żalu za grzechy i w miłości do Boga - tak, żebyśmy się mogli połączyć z Nim na wieki. Amen.