O
spowiedzi Wielkanocnej
św.
Jan Maria Vianney
A
BYŁA BLISKO PASCHA,
DZIEŃ
ŚWIĘTY ŻYDOWSKI.
J 6,4
Gdybyśmy
się urodzili za czasów pierwszych chrześcijan, zobaczylibyśmy, z jaką świętą
radością oczekiwali oni Wielkiego Postu! A dzisiaj? O, święty czasie zbawienia
i łaski, co się dziś z tobą stało? Gdzie się podziała ta święta radość, jaką
wówczas przeżywały wybrane dzieci Boże?
Tak,
wierni chrześcijanie! Czas Wielkiego Postu może obrócić się na nasze zbawienie
- jeśli będziemy z niego korzystali i współdziałali z łaską Bożą. Może jednak
przyczynić się do naszego potępienia - jeśli nie będziemy z tego świętego czasu
korzystali.
Bo
co znaczy to słowo - „Pascha", Wielkanoc?
Znaczy
tyle, co przejście.
Jest
to przejście ze śmierci grzechu do życia łaski. Pamiętając o tym, lepiej
będziecie mogli ocenić, czyście się do tej pory dobrze przygotowywali do Świąt
Wielkiej Nocy i czy zwłaszcza wy, mężczyźni - którzy tylko raz na rok, w czasie
wielkanocnym, z musu idziecie do spowiedzi i Komunii Świętej - możecie być z tego
przygotowania zadowoleni.
Po
cóż, chrześcijanie, Kościół ustanowił Wielki Post?
Powiecie:
„Po to, żeby nas przygotować do dobrej spowiedzi i do godnego obchodzenia Świąt
Wielkanocnych."
I
rzeczywiście, tak uczy katechizm. Ale gdybym spytał któreś z dzieci, jaki
popełnia grzech chrześcijanin-katolik, gdy zaniedbuje spowiedź wielkanocną, bez
wahania odpowiedziałoby mi ono: „Popełnia grzech śmiertelny".
A
gdybym z kolei zadał mu pytanie, ile trzeba popełnić grzechów śmiertelnych,
żeby zostać potępionym, odpowiedziałoby mi też od razu: „Wystarczy popełnić
tylko jeden grzech ciężki i umrzeć w nim bez pokuty".
I
co na to powiecie?
Czyście
odprawili spowiedź wielkanocną?
Odpowiecie:
„Nie."
Będziecie
więc potępieni, jeżeli w tym stanie duszy zaskoczy was śmierć. I co myślisz,
przyjacielu — nie zależy ci wcale na zbawieniu?
Ale
powiesz: „Jeśli będę potępiony, to nie sam".
Biedna
duszo! Towarzystwo w piekle nic ci nie pomoże; gorzej — powiększy jeszcze twoje
cierpienia. Na próżno będziesz jęczeć i wzdychać w płomieniach, nie mając
żadnej nadziei na wydostanie się z nich! Ach, czemu, duszo, nie pamiętasz, ile
kosztowałaś Jezusa Chrystusa? Czemu sama odłączasz się od Niego na zawsze?
Dlaczego,
bracie, nie odbyłeś w ogóle spowiedzi wielkanocnej? Powiesz: „Nie chciało mi
się". Ale jeśli umrzesz w tym stanie, będziesz potępiony. Czy myślisz, że
ze śmiercią wszystko się kończy? Wiedz, że jest wieczność - szczęśliwa albo
nieszczęśliwa! To dogmat naszej świętej wiary!
Opuściłaś,
siostro, spowiedź wielkanocną, nieprawdaż? W Poście żyłaś w grzechu i po
Wielkanocy tak samo.
Dlaczego?
Powód jest taki - straciłaś wiarę, myślisz tylko o przyjemnościach świata i
czekasz na moment, w którym wrzucą cię w piekielny ogień. Zobaczymy się, droga
siostro, zobaczymy się kiedyś. Tak jest — zobaczymy twoje Izy, twoją wieczną
rozpacz.
Czemu,
wierni chrześcijanie, odwracacie oczy od tej strasznej prawdy i żyjecie w
brudach grzechu?
Zastanówmy
się teraz, w jaki sposób spowiadają się i jak przyjmują Komunię w czasie
wielkanocnym ludzie obojętni. Zróbmy to po to, żebyśmy mogli odpowiedzieć sobie
na pytanie, czy chrześcijanie, którzy przyjmują Sakramenty Święte tylko z musu,
raz do roku, mogą spać spokojnie, czy też nie.
Gdyby
do dobrej spowiedzi wystarczyło tylko wyznanie grzechów przed kapłanem i
odprawienie
pokuty, łatwo byłoby odzyskać utraconą łaskę Bożą, droga zbawienia nie byłaby
tak trudna. Ale nie trzeba się łudzić, że Boga można zbyć czymkolwiek.
Zbawiciel wyraźnie powiedział ewangelicznemu młodzieńcowi, że ścieżka wiodąca
do nieba jest wąska i postępuje nią niewielu ludzi.
Przez
cały rok zajmowaliście się sprawami świeckimi, staraliście się o majątek,
goniliście za przyjemnościami życia, nie pracowaliście w ogóle nad swoim
udoskonaleniem, nareszcie koło Wielkanocy przychodzicie do spowiedzi i
wyznajecie swoje grzechy, jakby. cie opowiadali jakąś historię. Na koniec
odmówicie bezmyślnie i mechanicznie parę modlitw i już się wam wydaje, że
pogodziliście się z Bogiem. Zaraz po spowiedzi wracacie do dawnych niedobrych
nawyków, chodzicie do knajp i szulerni, na zabawy i bale — nie widać ani śladu
poprawy. Z roku na rok robicie to samo! Sakrament Pokuty - w którym Bóg jakby
zapomina o Swojej sprawiedliwości i okazuje tylko miłosierdzie - dla wielu jest
rodzajem zabawy i rozrywki. Pamiętaj, człowieku, że twoje spowiedzi, jeśli
odbywasz je w ten sposób, nie są nic warte, a może nawet są świętokradzkie.
Żeby
odbyć dobrą spowiedź, trzeba nienawidzić grzechu z całego serca i żałować, że
obraziliśmy tak dobrego Boga, że gardziliśmy łaskami, że nie zważaliśmy na głos
sumienia, że długi czas trwaliśmy w stanie grzechu.
Kto
ma taki prawdziwy żal, ten stara się pojednać z Bogiem i naprawić krzywdy jak
najprędzej. I źle robi ten, kto odwleka poprawę z dnia na dzień, kto nie chce
jak najprędzej pojednać się ze Stwórcą, który jest naszym najlepszym
przyjacielem. Jeśli ktoś pozostaje w grzechu przez cały rok i z przykrością
myśli o czasie Wielkiego Postu - bo wtedy trzeba się spowiadać - jeśli ktoś
odkłada swoją spowiedź poza czas wielkanocny albo przystępuje do niej z
usposobieniem zbrodniarza, którego prowadzą na śmierć - to czy można sądzić, że
taki człowiek ma usposobienie duszy koniecznie potrzebne do ważności Sakramentu
Pokuty?
Naprawdę,
są ludzie, którzy spowiadaliby się dopiero na łożu śmierci, gdyby Kościół nie
nakazywał robić tego co roku. Zresztą wielu spełnia ten obowiązek obojętnie,
tylko ze zwyczaju. Nie kieruje nimi miłość Boża ani żal czy chęć poprawy. Kiedy
naprawdę kochamy Boga, to nie popełniamy grzechu z taką łatwością, czy nawet
przyjemnością, jak to często zdarza. Kto naprawdę boi się grzechu, ten nie
będzie z nim chodził aż do Wielkanocy - wyspowiada się zaraz po upadku i będzie
się starał o poprawę.
Nie
chcę dziś mówić o tych nieszczęśnikach, którzy ukrywają przed kapłanem swoje
grzechy, bo się
boją, że nie dostaną rozgrzeszenia, ani o tych, co pokrywają swoje występne
życie płaszczykiem cnoty i tak przychodzą do Stołu Pańskiego, pożywają swoje
potępienie, oddają Boga na łup szatanowi, a swoją duszę narażają na wieczne
potępienie.
Myślę,
że wy, którzy spowiadacie się tylko raz do roku, przynosicie lepsze
usposobienie - że spowiadacie się pokornie i szczerze, że żałujecie nie tylko
dlatego, że z powodu grzechów zasłużyliście na wieczne kary, ale i dlatego, że
przez te grzechy obraziliście najlepszego Pana i Stwórcę. Prawdziwy pokutnik z
bólem w sercu rzuca się do stóp Boga i sam siebie oskarża, żeby uzyskać
przebaczenie. Z pokorą serca mówi o sobie: „Jestem grzesznikiem niegodnym nazwy
dziecka Bożego, bo żyłem dotąd zupełnie odwrotnie, niż nakazuje święta wiara -
czułem wstręt do wszystkiego, co dotyczy chwały Bożej; niedziele i święta były
dla mnie dniami zabaw i rozpusty. Nic do tej pory nie zrobiłem dla zbawienia
mojej duszy: będę zgubiony i potępiony, jeśli Bóg nie zlituje się nade
mną."
Takie
powinno być usposobienie chrześcijanina, który naprawdę brzydzi się grzechem.
Ale
powiedz, czy w ten sposób oskarżają się ci, którzy ledwo raz do roku - i to
jeszcze niechętnie - idą do spowiedzi? Usprawiedliwiają się, mówią, że do
grzechu nieczystości nakłonili ich inni, że do gniewu pobudził ich przykrym
słowem sąsiad, że opuścili Mszę Świętą z powodu towarzystwa, że w poście raz
jedli mięso, ale nie zrobiliby tego, gdyby ich inni nie namówili, że źle się
wyrażali o bliźnich, ale ludzie dali im okazję do obmowy. Niestety, nierzadka
to rzecz, że przy spowiedzi mąż oskarża żonę, żona męża, brat siostrę, siostra
brata, pan służącego, a służący pana. Przy spowiedzi powszechnej oskarżają się
sami, mówiąc: „moja wina", a dwie minuty później bronią się, zwalając winę
na innych. I nie okazują żadnej pokory ani skruchy.
Takie
jest usposobienie dużej części tych, którzy się spowiadają raz na rok. I kapłan
poznaje, że trudno dać im rozgrzeszenie. Każe im więc przyjść do spowiedzi
później, bo chce ich uchronić od świętokradztwa. A oni na to mruczą, że nie
mają czasu, że później nie będą lepiej usposobieni, nawet się odgrażają, że
pójdą do innego spowiednika, mniej surowego, który rozgrzeszy ich bez
trudności. Sami sobie szkodzą ci zaślepieni, ludzie! Spowiednik z ich sposobu
oskarżania się poznał, że nie mają warunków potrzebnych do godnego przyjęcia
tego Świętego Sakramentu. Ich wyznanie grzechu było połowiczne, dlatego musiał
zadawać im tysiące pytań. Poprzestawali na ogólnym wyznaniu, w ogóle nie
odróżniali myśli od pożądliwości.
Spowiednik
pyta: „Czy nie obraziłeś Boga w myśli pychą, próżnością, zemstą albo
nieczystością? Wiesz przecież dobrze, że i myślą można Boga ciężko obrazić,
zwłaszcza, jeśli myśl jest nieskromna, a nie oddala się jej." „Być może
odpowiada penitent — ale sobie tego nie przypominam."
Dalej
spowiednik pyta go o liczbę tego rodzaju grzechów, choćby tylko w przybliżeniu.
Na to spowiadający się mówi: „Ach, ojcze, chcesz, żebym pamiętał wszystkie
myśli z całego roku? Przecież to niemożliwe!"
Dobry Boże, ile z powodu takiej
lekkomyślności bywa świętokradzkich spowiedzi!
Również i dlatego źle się ludzie
spowiadają, że nie wymieniają okoliczności, które zmieniają naturę grzechu.
Mówią
na przykład: „Upiłem się, obmawiałem bliźniego, popełniłem grzech przeciw cnocie
czystości, gniewałem się i mściłem." Gdyby spowiednik nie zadawał pytań,
byłoby już po wszystkim, ale kapłan pyta: „Ile razy to było? Czyś popełnił te
grzechy w kościele? Czy w obecności twoich dzieci? Twoich pracowników? Czy
wielu było przy tym ludzi? Czy przez twoją obmowę ucierpiała sława bliźniego?
Czy długo zastanawiałeś się nad myślami nadętymi pychą? Czy myśli przeciw
cnocie czystości towarzyszyła też chęć popełnienia grzechu? Czy ten albo inny
grzech popełniłeś z nieuwagi, czy też rozmyślnie i złośliwie? Czy nie
popełniałeś jednego grzechu po drugim, sądząc, że to wszystko jedno, czy
spowiadać się z małej ilości grzechów, czy z wielu?"
Mój
Boże, co pomyśleć o takim przygotowaniu! Gdzie są grzesznicy, którzy naprawdę
opłakują swoje winy?
Trzeba
powiedzieć, że są ludzie, którzy robią dokładny rachunek sumienia, skrupulatnie
wyliczają swoje grzechy, ale robią to obojętnie, ozięble, ani razu nie westchną,
nie uronią choćby jednej łzy. W ogóle nie widać u nich boleści serca, że obrazili
najlepszego Boga. Kapłan daje im rozgrzeszenie, bo myśli, że mają lepsze usposobienie
duszy, niż to okazują na zewnątrz.
Wiem
dobrze, że łzy i westchnienia nie są nieomylnymi oznakami żalu i poprawy. Bardzo
często się zdarza, że ci, którzy płaczą przy spowiedzi, nie zaliczają się wcale
do najlepszych chrześcijan. Trudno jednak, żeby ktoś, kto naprawdę żałuje i
pokutuje, nie wzruszył się i nie zasmucił wewnętrznie. Dlatego taka zupełna
obojętność i oziębłość przy konfesjonale jest złym znakiem. Gdyby jakiś
zbrodniarz wiedział, że przez skruszone wyznanie swoich win pobudzi sędziego do
miłosierdzia i przebaczenia, to czy by się nie oskarżał z bolesnym jękiem i
płaczem? Chory pokazuje swoje rany lekarzowi z przejęciem. Kiedy przyjaciel
opowiada nam o swoich troskach i kłopotach, to z jego ruchów, tonu głosu i
sposobu mówienia poznajecie, że jego serce trawi wielki smutek i ból. Kto przy
spowiedzi jest lodowaty i zimny, ten prawdopodobnie nie ma w sercu szczerego
żalu. Dlatego słusznie z zewnętrznych znaków wnioskujemy, co dzieje się w
duszy.
Ponadto
pamiętajcie, że źle i rzadko się spowiadając - na przykład tylko około czasu
wielkanocnego -
nie stajecie się lepsi i ostrożniejsi i wracacie do dawnych grzechów.
A
przecież wiemy, że prawdziwy żal nie może nie łączyć się z mocnym postanowieniem
niegrzeszenia więcej. Jeżeli chęć poprawy jest szczera, będziemy naprawdę
unikali grzechu, złych, mściwych, nieczystych myśli, będziemy się też strzec wszelkich
okazji prowadzących do grzechu i użyjemy wszelkich środków, by się ze złych nałogów
poprawić.
A
więc, mój przyjacielu, twoja chęć poprawy musiała być bardzo wątpliwa i tylko pozorna,
skoro na nowo widują cię po knajpach i w tych towarzystwach, gdzie często trafiały
ci się upadki. Nie widać u ciebie większej ostrożności w postępowaniu i jak
żyłeś przedtem, tak i teraz żyjesz lekkomyślnie. Trudno nie podejrzewać, że
twoja spowiedź była zła, a twój żal podejrzany.
Chcesz
na to dowodu? Pytam cię więc, z jakich grzechów spowiadałeś się W ubiegłym
roku? Z pijaństwa, z nieczystości, z dumy, z gniewu, z zaniedbywania pobożności.
A z czego spowiadałeś się w tym roku? Z tych samych grzechów. Z czego będziesz
się spowiadał w przyszłym roku, jeżeli ci Bóg jeszcze udzieli życia? Sądzę, że znowu
z tych samych grzechów. A dlaczego? Bo nie chcesz prowadzić życia bardziej bogobojnego,
bo spowiadasz się tylko ze zwyczaju, z pewnej rutyny - do dawnych grzechów
przybywa ci jeszcze świętokradztwo i jesteś igraszką w ręku szatana.
Nie
myśl jednak, że chcę cię odwieść od spowiedzi, że chcę cię przestraszyć. Postępuję
tutaj jak lekarz, który zapisuje choremu lekarstwo, które może go uzdrowić. Lekarz
opuszcza tych, którzy gardzą jego radami, i przeciwnie zajmuje się gorliwie
tymi, którzy jego zalecenia skrupulatnie wykonują. Myślę, że pod wpływem mojej
nauki może niejeden z was zacznie się obawiać, czy przypadkiem nie odbył
świętokradzkiej spowiedzi. I życzyłbym sobie tego, żebyście pod działaniem
łaski Bożej pozbyli się tego niepokoju sumienia i jeszcze dzisiaj skorzystali z
tych środków, jakie Pan Bóg dla waszego zbawienia ustanowił.
Zapytacie
mnie jednak: „Co mamy robić, żeby naprawić zło?"
Powtórz,
bracie, twoje spowiedzi, poczynając od tej, która mogła być świętokradzka.
Powiedz
też, ile było takich złych spowiedzi i niegodnych Komunii Świętych; podaj dokładnie,
który grzech zataiłeś i czy z innych grzechów starałeś się poprawić.
Czytamy
w Ewangelii o Jezusie Chrystusie, że kiedy raz wyszedł z grobu, to już tam więcej
nie powrócił. A więc także i wy, kiedy się raz wyspowiadacie z grzechów, nie
powinniście ich później na nowo popełniać.
Dawniej
gniewaliście się, kiedy spotkała was najdrobniejsza zniewaga. Niech teraz w
waszych sercach będzie łagodność, dobroć, uprzejmość i litość.
Dawniej
opuszczaliście modlitwy rano i wieczorem lub odmawialiście je bez skupienia
ducha. Jeżeli teraz rzeczywiście chcecie się poprawić, to odmawiajcie je chętnie,
pobożnie i uważnie, pamiętając o obecności Boga.
Dawniej
często przychodziliście do kościoła, kiedy nabożeństwo już się na dobre zaczęło.
Teraz starajcie się więc pozałatwiać wszystkie sprawy wcześniej, tak żebyście byli
na całej Mszy Świętej.
Jeżeli
dawniej ta czy inna matka wałęsała się od domu do domu obmawiając innych, to
niech teraz pilnie zajmie się domem i wychowaniem dzieci, żeby jej nowe
postępowanie świadczyło o tym, że weszła na drogę cnoty.
Pewna
młoda osoba przez jakiś czas oddawała się bezwstydnym zabawom. Potem jednak
zastanowiła się nad okropnym stanem swojej duszy i tak się wystraszyła, że postanowiła
całkowicie zmienić swoje życie. I zmieniła.
Jakiś
czas później spotkała młodego człowieka, z którym przedtem tak wesoło się zabawiała.
Ten zaczął do niej mówić w ten sam sposób jak dawniej. A ona patrzyła na niego
ze wstrętem - bo przypominała sobie, jak często ten nieszczęśnik przyczyniał
się do, tego, że ciężko obrażała Boga. Zdziwiony młodzian pyta więc, czy go nie
poznaje.
„Dobrze
cię znam - odpowiedziała dziewczyna. - Widzę, że dalej jesteś taki sam, że dalej
jesteś pogrążony w błocie występków; ale ja, dzięki Bogu, nie jestem już dawną grzesznicą,
nie popełniam już tych grzechów, które plamiły moją biedną duszę. Wolę raczej
tysiąc razy umrzeć, niż wrócić do dawnych upadków".
Jakiż
to piękny wzór do naśladowania!
Jaka
z tego wszystkiego, co dotąd powiedzieliśmy, wynika nauka moralna?
Otóż
ta, że jeśli nie chcecie być potępieni, nie powinniście zadowalać się
spowiedzią raz na rok, bo jak długo trwacie w grzechu, grozi wam
niebezpieczeństwo, że umrzecie w grzechu i będziecie potępieni.
Jeżeli,
drogi bracie, czy to z obawy, czy ze wstydu, zataiłeś jakiś grzech; albo jeśli
się spowiadałeś bez żalu i mocnego postanowienia poprawy; albo od dłuższego
czasu nie widzisz w sobie po spowiedziach najmniejszej zmiany na lepsze —
wnioskuj stąd, że twoje poprzednie spowiedzi nie były nic warte, że były
świętokradztwem, za które czeka cię wieczne potępienie.
A
do tych, którzy wcale nie odbywają spowiedzi wielkanocnej, teraz się nie zwracam.
Wolno
im się potępić, jeżeli tego pragną!
Nam
nie pozostaje nic innego, jak tylko płakać nad ich nieszczęściem i ślepotą i modlić
się do Boga, żeby przejrzeli na oczy.
Błagajmy
gorąco naszego Stwórcę, żebyśmy sami nie popadli w podobne zaślepienie i
zatwardziałość! Odpierajmy mężnie pokusy świata i czarta i bez przerwy
wzdychajmy do prawdziwej ojczyzny - do nieba — bo tam czeka nas chwała, nagroda
i szczęśliwość wieczna. Amen.